Będąc w Turcji warto odwiedzić Mudurnu. Jest to małe, urokliwe miasteczko, 52 km na południowy-zachód od miasta Bolu, znajdującego się na trasie pomiędzy Stambułem a Ankarą. Mudurnu zamieszkuje 6 tys. ludzi, z których duża grupa znajduje prace w największej w tym rejonie fabryce kurczaków. Nie jest to jednak klasyczna ubojnia drobiu ale prawdziwe centrum kurczakowe i jednocześnie firma fast-foodowa. Fabryka boryka się jednak od jakiegoś czasu z kłopotami finansowymi, a miejscowa ludność powoli nastawia się na weekendowa turystykę (chociaż miałem wrażenie że byliśmy tam jedynymi turystami).
Mudurnu to także wspaniała architektura. Wiele domów pochodzi jeszcze z czasów Imperium Otomańskiego. Są to domy mieszkalne o nazwie Konak, mające drewniana konstrukcję wzniesioną na kamienno-ceglanej podmurówce, przystosowane do znoszenia tureckich zim. Kwadratowe, podniszczone przez czas dachy konaków bajecznie wpisują się w górski pejzaż Mudurnu.
Najpierw zwiedziliśmy mały ale spektakularnie ozdobiony meczet z 1674 roku, dalej w górę wąskimi uliczkami pochodziliśmy wśród ubogich domków. Moją uwagę zwróciły mała cepelia, wszędobylskie koty wylegujące się na siedzeniach pordzewiałych motocykli i mężczyźni pijący herbatę w obskurnych knajpkach, palący jednego papierosa za drugim z kartami w rękach.
Idąc w górę miasteczka doszliśmy do warsztatu wyrobów miedzianych na ulicy Hamam Skokak 31.
Na rozsypującym się juz sklepiku widniał napis ‘Manmet Aribahir’, co jak sądzę stanowiło nazwisko właściciela. Zatem Pan Menmet zaprosił nas do środka swojego miedzianego królestwa. Wewnątrz panował bałagan i ciasnota ale mimo to właściciel, którym był niski pan w podeszłym wieku, zaproponował tradycyjną herbatę, którą pija się tutaj notorycznie i przy każdej możliwej okazji. To, że podaje się ją w sklepach czy innych miejscach przeznaczonych do handlu to oczywiście gościnność Turków połączona z marketingiem i chęcią potencjalnego zysku. Trudno czegoś nie kupić jeśli handlarz podjął się już trudu przyrządzenia herbaty dla obcych gości! Taki to tani chwyt marketingowy…ale działa. Przy herbatce Pan Menmet wyjaśnił, że jego warsztat to jeden z najstarszych miejsc tego typu w tej części Turcji, że rzemiosło to jest przekazywane w jego rodzinie z pokolenia na pokolenie, że on sam prowadzi ten interes od czterdziestu dziewięciu lat, że wszystko wykonywane jest ręcznie, i że jego syn nie długo przejmie ten zaszczytny biznes. Moja szczególną uwagę przykuły rozłożone w kilku rzędach przy ścianie miedziane szczyty meczetów zakończone półksiężycem – symbolem Islamu, w wyrobie których specjalizuje się Pan Aribahir.
Tak więc uległem nieodpartym działaniom kampanii marketingowej w postaci małej, mocnej herbaty i kupiłem od Pana Menmeta miedziany dzbanuszek (używam go teraz do mleka lub śmietany) i miedzianą miseczkę (która dziś służy mi za cukiernicę). Wszytko za 20 YTL (Yeni Türk Lirası – Nowych tureckich lirów). To mimo wszystko niezbyt wygórowana cena za ręcznie wykonane produkty, miłą pogawędkę i oczywiście herbatę.
Wyjeżdzając z miasteczka Mudurnu obejrzałem się za siebie. Zobaczyłem zaniedbane ale piekne domy, minarety zabytkowego meczetu górujące nad dachami domów, górzysty pejzaż i leniwe koty wśród pustych, wąskich uliczek. Gdy spojrzałem w lewo ujrzałem ustawioną na piedestale, plastikową figurę kurczaka.